W zależności od wcześniejszych analiz – podejmujecie decyzję. Waszą.
Szósty krok zaprasza do działania.
ZROBIENIE tego, co się postanowiło jest również trudnym etapem. To tutaj
musimy się zmierzyć z naszymi strachami, musimy być odważni, silni,
postępować zgodnie z podjętą decyzją. Czasami decyzje, które są
w naszych rękach są trudne i tutaj właśnie ta trudność pokazuje swe
oblicze. Jak o tym piszę, to przychodzą mi na myśl słowa: dorosłość,
wybór, odpowiedzialność. To potężne słowa, nie tylko do napisania, ale
do wcielenia w życie.
Kolejny, ostatni krok to swoista ewaluacja całego procesu.
Co się udało?
Jak się ma ten stan, który osiągnęłam za pomocą podjętej decyzji do tego stanu, który posiadać chciałam?
I tutaj najczęściej jest "ZONK" – swoiste odbicie się o mur, zderzenie z szarą rzeczywistością… Ale ja tego wcale nie chciałam… Ja chciałam czegoś innego… To, co wynikło z tej decyzji nie jest tym, czego chciałam.
Otóż to… Nic „samo nie wynika”, „nic się nie trafia”, „nic się nie dzieje samo”. Wszystko, co się nam przytrafia w pośredni lub bezpośredni sposób jest wynikiem naszego zachowania (brak zachowania to też zachowanie), (pomińmy proszę wątek zdarzeń losowych i nagłych wypadków).
Piszę tutaj o codziennych sytuacjach, które są konsekwencją naszego
myślenia, a potem naszego działania. Lub po prostu działania, bez
myślenia. Jeżeli zdamy sobie sprawę, że to my kreujemy swoją rzeczywistość, będzie nam prościej podejmować decyzję o jej zmianie.
No właśnie – jeżeli teraz, przypominasz
sobie jakieś wcześniejsze decyzje, które skończyły się takimi żalami –
można z całą pewnością powiedzieć, że wcześniejsze etapy procesu
decyzyjnego zostały źle przeprowadzone, lub pomięte.
- Być może zebraliście zbyt mało danych w Kroku 2?
- Być może ograniczyliście się tylko do 2 lub 3 alternatywnych rozwiązań, odrzucając inne, twierdząc, „że z nich na pewno nic dobrego nie będzie…”?
- Być może pominęliście któreś ze skutków, tłumacząc, że to nie jest istotny obszar w tej sytuacji?
Tak – rozumiem, że na podstawie tego
rozpisanego procesu podejmowania decyzji nie kupujemy butów, nie płacimy
za rachunki, czy nie rozważamy, co ugotować na obiad… Mówię o decyzjach
życiowych, ważnych, przełomowych dla nas i naszych bliskich.
Co to zmienia?
Uważam, że przeanalizowanie podejmowania
decyzji zmienia to, że możemy sobie powiedzieć, że zrobiłam wszystko, co
było zależne ode mnie, aby podjąć najbardziej przemyślaną decyzję, jaką
mogłam. Dalej jednak nie uważam, że najbardziej przemyślana decyzja jest zawsze dobra.
Efektów decyzji nie możemy oceniać po
sposobie analizy, ale po rezultatach powstałych po podjęciu decyzji. Są
takie decyzje, które są doskonałe w swojej analizie i… nadal pozostają
złe. Jak to możliwe? Ano tak, że dopóki żyjemy w stadzie (rodzina
pierwotna, wtórna, związek, małżeństwo, zależymy od kogoś, ktoś zależy
od nas), krótko mówiąc – jesteśmy z kimś związani, i ktokolwiek cierpi
na wskutek naszej decyzji – uważam, że ona była zła. Niestety
najczęściej w takich sytuacjach wybieramy pomiędzy „małym deszczem a
burzą”. Tak. To jest pocieszające w całej mojej tezie, że są takie
decyzje, które trzeba podjąć, które, mimo, że doskonale przeanalizowane,
to są złymi decyzjami, jednak kontekst sytuacyjny nie pozwala podjąć
dobrej decyzji, bo jej po prostu nie ma.
Koniec drogi.
Pamiętasz mój pierwszy post? Napisałam w
nim, że celowo pomijam nazywanie konkretnych problemów decyzyjnych i
pracę nad konkretnym kłopotem – dlaczego? Ano dlatego, że mówię tutaj o
sposobie myślenia o podejmowaniu decyzji, a nie o konkretnym
zagadnieniu. Każdy z nas może mieć swoje rozwiązania, swoje
przemyślenia, wartości, którymi się kieruje – tego nie chciałam
narzucać. Chciałam pokazać, że można pracować pewną metodą przy
różnorakich kłopotach i problemach decyzyjnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz